Na stronach niemieckojęzycznego portalu internetowego Kreuz.net pojawił się interesujący komentarz autorstwa Karola Boringera, zatytułowany Pojednanie: nie obędzie się bez kompromisu.
„Piusowcy są w Kościele coraz silniejsi — pisze autor — choćby z tego powodu, że liberałowie wraz z ich ideami zbliżają się ku biologicznemu końcowi. Negocjacje pomiędzy Stolicą Apostolską a Bractwem św. Piusa X dotarły do decydującego punktu. Ich pozytywne zakończenie może nastąpić, jeśli obie strony będą gotowe do kompromisu.
Oto rozwiązanie. Kompromis mógłby polegać na tym, że Watykan pisemnie zagwarantowałby Bractwu możliwość prezentowania rzymskiego Magisterium w takim stanie, w jakim było ono w 1962 r. Krok ten stanowiłby zwycięstwo obu stron. W ten sposób Watykan jasno by stwierdził, że sobór nie zerwał ciągłości wiary i nie stworzył nowego Credo. Jednocześnie papież i Watykan nie musieliby porzucać swoich posoborowych poglądów.
Liczy się wiara, nie sobór. Sygnał dla Kościoła powszechnego byłby zatem taki, że znakiem pełnej jedności z Kościołem Chrystusowym nie jest sobór, lecz dogmaty i nauczanie. I właśnie ten sygnał odpowiadałby intencji papieża Benedykta XVI.
Przyszłość jest po stronie piusowców. Nie można dłużej twierdzić, że nieposłuszni moderniści mogą w domu Bożym zachowywać się jak ewangeliczny bogacz, podczas gdy Bractwo św. Piusa X jest jak wyrzucony za drzwi ubogi Łazarz. Jak pokazuje przykład dekadenckich protestantów, przyszłość jest po stronie piusowców, a nie po stronie liberałów. Aby jednak takie pojednanie mogło dojść do skutku, najpierw ołtarze i różańce muszą się rozgrzać do czerwoności” (źródło: kreuz.net, 20 grudnia 2011).
Choć trudno się nie zgodzić z niektórymi tezami komentarza Karola Boringera — choćby tą, iż z samych statystyk powołań wynika, że „przyszłość jest po stronie piusowców” — równie trudno nie zauważyć, że optymizm autora graniczy z naiwnością. Kompromis, o którym pisze, nie byłby bowiem kompromisem, lecz zwycięstwem Bractwa. Należałoby sobie tego życzyć, ale czy tak się właśnie stanie?