Przejdź do treści

Nowenna FSSPX do św. Józefa. Rozważania na dzień V

st-joseph-1Bp. Jakub Benigny Bossuet

Pierwszy panegiryk o św. Józefie

Kazanie to zostało wygłoszone pierwotnie w obecności 22 biskupów francuskich 19 marca 1657 roku, a następnie w obecności królowej Anny 19 marca 1659.

Wszyscy jesteśmy doskonale świadomi tego, że zachowywanie rzeczy nam powierzonej jest świętym obowiązkiem, który nie tylko ściąga na nas zaszczyt, ale nawet wymaga pewnego rodzaju religijnego podejścia. Św. Ambroży mówi nam o pobożnym zwyczaju wiernych, którzy przynosili swe najcenniejsze dobra biskupom i duchowieństwu, by złożyli je oni przed ołtarzem. Kierowali się oni świętą intuicją i wierzyli, że skarby ich nigdzie nie mogłyby być bezpieczniejsze niż tam, gdzie Bóg złożył swe własne święte tajemnice. Zwyczaj ten pochodził od dawnej synagogi. W historii świętej czytamy, że czcigodna świątynia w Jeruzalem była dla Żydów miejscem, w którym składali to, co mieli najcenniejszego; od świeckich autorów dowiadujemy się zaś, że poganie oddawali podobną cześć fałszywym bogom, umieszczając swe skarby w ich świątyniach i powierzając je swym kapłanom. To tak jakby sama natura uczyła nas, że obowiązek wiernego przechowywania rzeczy powierzonej ma charakter religijny i że skarby nigdzie nie mogłyby być bezpieczniejsze niż tam, gdzie oddaje się cześć Bóstwu, w rekach ludzi poświęconych religii.

Jeśli jednak był kiedykolwiek depozyt godny miana świętości, depozyt który powinien być strzeżony w prawdziwie święty sposób, jest nim właśnie ten, o którym mówię dziś, depozyt który Opatrzność Odwiecznego Ojca złożyła w ręce człowieka sprawiedliwego, Józefa. Sam jego dom stał się rodzajem świątyni, w której raczył zamieszkać Bóg. By strzec takiego skarbu, sam Józef musiał zostać uświęcony. I tak rzeczywiście było, gdyż jego ciało uświęcone zostało przez czystość, a jego dusza przez wszelkie dary łaski.

O Maryjo, Ty widziałaś skutki udzielonej mu łaski; udziel mi dziś Twej pomocy, bym mógł głosić je innym. Czyż nie mogę spodziewać się Twego potężnego wstawiennictwa, gdy zamierzam głosić chwałę czystego Oblubieńca, wybranego przez Ojca do strzeżenia czystości, która była dla Ciebie tak droga i cenna? Zwracamy się więc do Ciebie, o Maryjo, i pozdrawiamy Cię razem z Aniołem, mówiąc: Ave, gratia plena.

Zamierzając oprzeć mą pochwałę św. Józefa nie na wątpliwych domysłach, ale na solidnej doktrynie zaczerpniętej z Pisma Św. oraz pism Ojców, zaprawdę nie mógłbym lepiej uczcić dzisiejszego święta, niż przedstawiając wam tego wielkiego świętego jako człowieka wybranego do strzeżenia Bożego skarbu, którego miał zostać ziemskim powiernikiem. Spróbuję wyjaśnić, że ów wzniosły tytuł powiernika – tytuł, który wyjawia zamiary Boga względem tego świętego patriarchy – odsłania źródło wszelkich jego łask i fundament jego chwały.

Łatwo jest wykazać, jak godny szacunku jest ten urząd. Jeśli bowiem sam tytuł powiernika wskazuje na prawość charakteru i powszechny szacunek, jeśli – chcąc zawierzyć depozyt – wybieramy człowieka, którego cnota jest najpewniejsza, którego wierność jest wypróbowana oraz takiego, który jest nam najbliższym i najbardziej zaufanym przyjacielem, jak ocenić mamy chwałę św. Józefa? Bóg uczynił go powiernikiem nie tylko Najśw. Maryi Panny, której anielska czystość czyniła Ją tak miłą w Jego oczach, ale również swego własnego Syna, w którym jako jedynym ma upodobanie, jedyną nadzieję naszego zbawienia. Św. Józef został uczyniony powiernikiem wspólnego skarbu Boga i człowieka: osoby Jezusa Chrystusa. Co mogłoby się równać z chwałą i majestatem tego tytułu?

Nie sposób jednak głosić jego chwały bez pomocy łaski. Łaska Boża pomoże mi zgłębić tę wzniosłą tajemnicę i odnaleźć, co Pismo mówi o św. Józefie, byście mogli zrozumieć, godność jego wynika właśnie z jego roli powiernika. W Ewangeliach znajduję trzy skarby powierzone Józefowi, a również trzy odpowiadające im cnoty. Kwestie te trzeba wyjaśnić w sposób uporządkowany.

Pierwszym ze skarbów mu powierzonych – pierwszym w porządku czasu – było święte dziewictwo Maryi, które musiał on zachować nienaruszone pod świętą zasłoną małżeństwa i którego zawsze pobożnie strzegł, jako świętego depozytu. Skarbem drugim i wspanialszym była osoba Jezusa Chrystusa, którego Ojciec Niebieski powierzył jego rękom, by mógł służyć Bożej Dziecinie jako ziemski ojciec. Trzeci z tych skarbów uznacie z pewnością za najbardziej godny podziwu, o ile tylko uda mi się przedstawić go wam właściwie. Aby to zrozumieć, musimy uświadomić sobie, że tajemnica jest rodzajem skarbu. Zdradzić sekret przyjaciela byłoby naruszeniem świętości zaufania. Prawo mówi, że jeśli rozgłaszacie treść testamentu, jaki wam powierzyłem, mogą podjąć przeciwko wam kroki prawne. Powód tego jest jasny: tajemnica jest rodzajem depozytu. Zrozumiecie więc łatwo, że Józef był powiernikiem Niebieskiego Ojca, ponieważ Bóg wyjawił mu swą tajemnicę. Jaką tajemnicę? Wspaniałą tajemnicę Wcielenia swego Syna. Bóg nie chciał, by Jezus Chrystus objawiony został światu, zanim nie przyszła Jego godzina. Św. Józef został wybrany nie tylko po to, by zachować ten sekret dla siebie, ale również by go ukryć. Tak więc czytamy w Ewangelii, że wraz z Maryją zdumiewał się on nad wszystkim, co mówione było o Zbawicielu, nie czytamy jednak by mówił, ponieważ Odwieczny Ojciec wyjawił mu tę tajemnicę w sekrecie i pod nakazem milczenia. Św. Bernard wyjaśnia: „Bóg pragnął powierzyć jego wierności najtajniejszy sekret swego serca”. Jak cenny jesteś dla Boga, o niezrównany Józefie, gdyż tobie to powierzył On trzy wielkie skarby: dziewictwo Maryi, osobę swego Jednorodzonego Syna oraz sekret całej swej tajemnicy.

Nie powinniście sądzić, że Józef był niewdzięczny za te łaski. Jeśli Bóg wyróżnił go swym potrójnym depozytem, ze swej strony ofiarował on Bogu trzy cnoty, o których mówi Ewangelia. Nie wątpię, że jego życie pełne było również wszelkich innych cnót, jednak to właśnie te trzy ukazuje nam Bóg w Piśmie św.. Pierwszą z nich, czystość, widzimy w jego wstrzemięźliwości w małżeństwie. Któż nie dostrzega czystości Józefa w tej świętej społeczności czystych pragnień i wspaniałej zgodności ich duchowego małżeństwa z dziewictwem Maryi? Drugą z tych cnót była wierność. Jakże wierna była jego niestrudzona opieka nad Jezusem podczas licznych podróży, jakie czekały Bożą Dziecinę niemal od samych narodzin! Trzecią cnota była pokora. Choć dzięki wyjątkowej łasce Odwiecznego Ojca stał się posiadaczem największych skarbów, daleki od pysznienia się swymi darami czy demonstrowania swych zalet, krył się na ile to tylko było możliwe przed oczyma śmiertelników, w ciszy radując się z Bogiem tajemnicą, która została mu objawiona i nieskończonymi bogactwami, które zostały mu powierzone. Oto stajemy w obliczu wielkości, wielkości, która uczy nas podstawowych prawd. (…). Wkroczmy więc do serca tajemnicy, podziwiając Boży plan względem niezrównanego Józefa. Zobaczywszy, jak wielkie zadania zostały mu powierzone, poznawszy jego cnoty, rozważmy teraz związek pomiędzy nimi.

Jakiej cnoty potrzebował Józef, by chronić dziewictwo Maryi pod zasłoną małżeństwa? Anielskiej czystości, która mogłaby w pewnym stopniu odpowiadać czystości jego Oblubienicy.

Jakiej cnoty potrzebował, by ochronić Zbawiciela podczas licznych prześladowań, jakich doświadczał On od swych pierwszych lat? Niewzruszonej wierności, która nie ugięłaby się w niebezpieczeństwie. I na koniec: dzięki jakiej cnocie mógł zachować w sekrecie objawioną mu przez Boga tajemnicę? Dzięki godnej podziwu pokorze, która lęka się oczu ludzkich i chce ukazywać się światu, ale pragnie ukryć się wraz z Jezusem Chrystusem. Depositum custodi: O Józefie, strzeż tego, co zostało ci powierzone. Strzeż dziewictwa Maryi i – by zachować ją w małżeństwie – wspomóż Ją własną czystością; strzeż najdrogocenniejszego życia, od którego zależy zbawienie rodzaju ludzkiego, chroń je pośród tak wielu niebezpieczeństw; strzeż tajemnicy Ojca Przedwiecznego, gdyż pragnie On, by Jego Syn pozostał ukryty dla świata. Bądź dla Niego świętą zasłoną i okryj Go tym samym zapomnieniem, które otacza ciebie, dzięki twej miłości do życia ukrytego. Te właśnie punkty zamierzam – przy pomocy Bożej łaski – wyjaśnić szerzej.

I

Aby w pełni zrozumieć wielką zaszczyt, jaki Bóg wyświadczył św. Józefowi, gdy powierzył mu dziewictwo Maryi, musimy najpierw zrozumieć jak cenne jest to dziewictwo dla nieba i zarazem jak pożyteczne jest ono dla ziemi. Pismo św. ukazuje, jak niezbędne było to dziewictwo dla przyjścia na świat Jezusa Chrystusa. Wedle zamysłów Opatrzności, podobnie jak Bóg zrodził swego Syna w wieczności poprzez dziewicze zrodzenie, tak również gdy miał się On narodzić w czasie, narodził się z dziewiczej Matki. Dlatego właśnie prorocy głosili, że dziewica pocznie Syna, nasi ojcowie żyli tą nadzieją, zaś Ewangelia pokazuje nam jej ziszczenie. Jeśli jednak wolno by nam było badać powody tak wielkiej tajemnicy, wydaje mi się, że powód taki znaleźć moglibyśmy, gdyż badając naturę świętego dziewictwa wedle nauczania Ojców, możemy zauważyć jego tajemną moc, moc która w pewnym sensie zmuszała Syna Bożego do przyjścia na ten świat za jej pośrednictwem.

Zapytajmy więc doktorów dawnych wieków, w jaki sposób definiowali oni chrześcijańskie dziewictwo. Odpowiadają oni jednomyślnie, że jest ono naśladowaniem życia aniołów, że wynosi ludzi ponad ich ciała poprzez wzgardę dla cielesnych przyjemności oraz uwzniośla ciało do tego stopnia, że – jeśli można tak powiedzieć – dorównuje ono w czystości duchowi. Poucz nas, o wielki Augustynie, niech usłyszymy słowa twego najwyższego szacunku dla dziewic. Jakże wspaniałe to słowa: Habent aliquid jam non carnis in carne. Mają oni w ciele – mówi św. biskup – coś, co nie jest z ciała i co należy bardziej do aniołów, niż do ludzi. Dziewictwo jest więc rodzajem stanu pośredniego pomiędzy duchem a ciałem, czyni nas bliższymi istot duchowych. Łatwo teraz zrozumieć, dlaczego cnota ta powinna poprzedzać tajemnicę Wcielenia. Czym jest bowiem tajemnica Wcielenia? Jest ona ścisłym zjednoczeniem Boga z człowiekiem, Bóstwa z ciałem. „Słowo stało się Ciałem”, mówi Ewangelista – oto zjednoczenie, oto tajemnica. Czyż jednak nie wydaje się, że istnieje zbyt wielka dysproporcja miedzy zepsuciem naszych ciał, a nieśmiertelnym pięknem tego czystego ducha? Czy możliwe jest zjednoczenie natur tak od siebie odległych? Dlatego właśnie święte dziewictwo umieszczone zostało pomiędzy nimi, by połączyć je poprzez pośrednictwo. Światło padające na nieprzezroczyste ciała nie może ich przeniknąć, a wręcz przeciwnie, wydaje się od nich odbijać i rozpraszać; jednak światło przenika i jednoczy się w ciałach transparentnych, ponieważ znajduje w nich jasność i przepuszczalność, które przenikają do ich własnej natury i zawierają w sobie coś ze światła. W podobny sposób możemy powiedzieć, że Bóstwo Odwiecznego Słowa, pragnąc zjednoczyć się ze śmiertelnym ciałem, potrzebowało pośrednictwa świętego dziewictwa które, mając w sobie coś duchowego, było w pewien sposób zdolne przygotować ciało na zjednoczenie z czystym duchem.

Nie opieram się tu wyłącznie na mym własnym autorytecie: posłuchajmy co mówi na ten temat słynny biskup Wschodu, św. Grzegorz z Nyssy: „To dzięki dziewictwu Bóg nie wahał się zamieszkać między ludźmi i to właśnie ono daje ludziom skrzydła, na których mogą wznosić się ku niebu. Jako święta więź przyjaźni pomiędzy człowiekiem i Bogiem, zbliża ono do siebie jako pośrednik rzeczy, które są ze swej natury od siebie odległe”.

Czyż można prawdę tę potwierdzić w sposób bardziej jasny? Czyż słowa te nie dowodzą doskonałości zarówno Maryi, jak i Józefa, Jej wiernego Oblubieńca? Dowodzą doskonałości Maryi, gdyż Jej błogosławione dziewictwo postanowione zostało w wieczności, by przynieść światu Jezusa Chrystusa. Widzicie też doskonałości Józefa, gdyż czystość Maryi – tak ważna dla rodzaju ludzkiego – powierzona została jego opiece, stąd strzegł on tego, co było światu najpotrzebniejsze. O Józefie, strzeż tego, co ci zostało powierzone. Depositum custodi. Skoro spodobało się Niebieskiemu Ojcu zachować dziewictwo Maryi pod zasłoną małżeństwa, nie mogło już być zachowane bez ciebie – i dlatego twoja czystość stała się w pewnym sensie konieczna dla świata, poprzez chwalebną misję strzeżenia czystości Maryi.

W tym punkcie musimy zatrzymać się na niebiańskim małżeństwie, zaplanowanym przez Opatrzność,by strzec dziewictwa i w ten sposób dać światu Jezusa Chrystusa. Kogóż innego mógłbym wybrać tu za przewodnika, jeśli nie niezrównanego Augustyna, który rozważał tę tajemnicę w tak godny podziwu sposób? Słuchajcie słów tego mądrego biskupa i dobrze je rozważcie. Zauważa on najpierw, że w małżeństwie istnieją trojakie więzy. Istnieje święty kontrakt, na mocy którego ci, którzy są zjednoczeni oddają się sobie wzajemnie bez zastrzeżeń. Po drugie, istnieje miłość małżeńska, poprzez którą wzajemnie oddają sobie serca, które nie mogą już być podzielone ani pałać żadną inną namiętnością. Po trzecie, istnie więź w postaci dzieci. Miłość rodziców umacniana jest poprzez owoc ich małżeństwa.

Św. Augustyn odnajduje te trzy więzi w małżeństwie św. Józefa i pokazuje nam, że wszystkie one przyczyniają się do ochrony jego dziewictwa. W świętym kontrakcie, poprzez który Józef i Maryja oddali się sobie nawzajem, widzimy tryumf czystości. Maryja należała bowiem do Józefa, a Józef do Maryi, a ich małżeństwo było najprawdziwsze, ponieważ oddali się oni sobie wzajemnie. Jak? Czystości – oto twój tryumf. Każde z nich scedowało na drugą stronę prawo do strzeżenia swej czystości. Tak, Maryja miała prawo strzec dziewictwa Józefa, a Józef miał prawo strzec dziewictwa Maryi. Te właśnie śluby ich jednoczyły, taki właśnie wiązał ich kontrakt. Dwoje dziewic zjednoczyło się w tym celu, by każde z nich mogło zachować drugie dla wieczności, dzięki zgodności ich czystych pragnień. To tak, jakbyśmy widzieli dwie gwiazdy wchodzące w koniunkcję jedynie poprzez połączenie swego blasku. Więź tego małżeństwa, mówi św. Augustyn, jest tym bardziej silna: obietnice jakie poczynili sobie wzajemnie były tym bardziej niewzruszone, że były one bardziej święte

Któż potrafi opisać miłość małżeńską tego świętego stadła? Gdyż, o święte dziewictwo, twe płomienie są tym silniejsze, im są oni czystsi i bardziej wolni od namiętności, a ogień pożądliwości, który płonie w naszych ciałach, nigdy nie może równać się z żarem umiłowania czystości płonącym w tych niewinnych duszach. Nie będę nawet starał się dowieść tej prawdy, jej potwierdzenie znaleźć można w opisie wielkiego cudu, o którym czytam w pismach św. Grzegorza z Tours, a mianowicie w pierwszej księdze jego Historii. Przypomnienie jej posłuży z pewnością waszemu zbudowaniu. Św. Grzegorz opowiada mianowicie, że pewien mężczyzna oraz kobieta pochodzący z najszlachetniejszych rodów Auvergne, żyjąc w małżeństwie w doskonałej wstrzemięźliwości, przeszli do szczęśliwszego życia i że ciała ich pochowane zostały w dwóch miejscach nieco od siebie oddalonych. Wydarzyła się jednak rzecz dziwna. Wydawało się, że nie mogą oni znieść długo tak srogiej rozłąki i ku zdumieniu wszystkich groby ich zostały połączone, choć nikt nie przyłożył do tego ręki. Co oznacza ten cud? Czy nie wydaje się wam, iż owi niewinni zmarli cierpieli widząc się rozłączonymi po śmierci? Czy nie wydaje się wam, że mówią nam oni (niech mi wolno będzie przywrócić ich do życia i udzielić głosu – w końcu Bóg pozwolił im się przemieścić): „Dlaczego pochowali nas osobno? Byliśmy razem tak długo i byliśmy jak umarli, ponieważ wygasiliśmy w sobie wszelkie pragnienia doczesnych przyjemności, a ponieważ byliśmy tak długo przyzwyczajeni być razem jak umarli, śmierć nie mogła nas rozdzielić”. Bóg pozwolił, by połączyli się ponownie, aby pokazać nam przez ten cud, że najpiękniejszymi płomieniami nie są te, z którymi zmieszana jest pożądliwość, ale łączące dwoje dziewic zjednoczonych w duchowym małżeństwie, mogące przetrwać nawet samą śmierć. Dlatego właśnie Grzegorz z Tours, który opowiedział nam tę historię, dodał, że ludzie tego kraju nazywali owe groby grobami dwojga kochanków, jak gdyby ludzie pragnęli wyrazić w ten sposób, że byli oni prawdziwymi kochankami, ponieważ miłowali duchem.

Jednak nawet tego rodzaju duchowa miłość nie była tak doskonała, jak małżeństwo św. Józefa. Miłość w jego małżeństwie była całkowicie niebiańska, ponieważ wszystkie jego namiętności i wszystkie jego pragnienia skierowane były na zachowanie dziewictwa. Prawdę tę można łatwo zrozumieć. Powiedz nam, o święty Józefie, co kochałeś w Maryi? Bez wątpienia nie doczesną piękność, miłowałeś piękność ukrytą i wewnętrzną, której główną ozdobą było dziewictwo. Tak więc to niewinność Maryi był przedmiotem jego czystego uczucia, a im bardziej kochał tę czystość, tym bardziej pragnął jej strzec, najpierw w swej świętej Oblubienicy, a potem w sobie samym, poprzez całkowite zjednoczenie serc. Jakie to cudowne, że wszystko w tym małżeństwie dąży do zachowania świętego depozytu. Ich śluby są całkowicie czyste; ich miłość jest całkowicie dziewicza. Pozostaje nam teraz rozważyć cud największy: święty owoc małżeństwa, naszego Zbawiciela.

Musicie być zdumieni słysząc, jak głoszę z taką pewnością, że Jezus był owocem tego małżeństwa. Oczywiście, moglibyście powiedzieć, niezrównany Józef był ojcem Jezusa Chrystusa ze względu na opiekę, jaką nad Nim roztaczał; wiemy jednak również, że nie miał on udziału w Jego narodzinach. Jak więc możesz twierdzić, że Jezus był owocem tego małżeństwa? Wydaje się to niemożliwością, jest jednak niemniej prawdą, że w pewnym sensie święte Dziecię Jezus było owocem dziewiczego związku tych oblubieńców. Czyż bowiem nie powiedzieliśmy, że to dziewictwo Maryi ściągnęło Jezusa Chrystusa z nieba? Czyż Jezus nie jest błogosławionym kwiatem, któremu wzrost dało dziewictwo? Czy nie jest On błogosławionym owocem dziewictwa? Z pewnością, gdyż jak uczy nas św. Fulgencjusz, „jest On owocem, jest ozdobą, jest ceną i nagrodą świętego dziewictwa”. To właśnie przez swe dziewictwo Maryja stała się miła Ojcu Przedwiecznemu, to ze względu na Jej dziewictwo Duch Święty zstąpił na Nią. Czyż nie możemy więc powiedzieć, że to Jej czystość uczyniła ją owocną? A jeśli to Jej czystość uczyniła Ją owocną, nie obawiam się zapewniać was, że również Józef miał udział w tym wielkim cudzie. Jeśli bowiem Najśw. Maryja Panna posiadała tę czystość anielską, była ona udzielona również sprawiedliwemu Józefowi.

Posunę jeszcze dalej i powiem, że czystość Maryi nie była jedynie depozytem, ale również własnością Jej świętego oblubieńca. Jej czystość należała do niego na mocy małżeństwa, należała do niego na mocy niewinnej opieki, jaką ją chronił. O owocne dziewictwo! Jeśli byłoś własnością Maryi, byłoś również własnością Józefa. Maryja ślubowała je, Józef je chronił – i oboje ofiarowali je Niebieskiemu Ojcu jako skarb wspólnie zachowany. A ponieważ Józef miał udział w świętym dziewictwie Maryi, miał również udział w jego owocu, dlatego też Jezus jest jego Synem: nie wedle ciała, ale wedle ducha, dzięki przymierzu, jakie łączyło go z Jego Matką. Św. Augustyn powiedział z godną podziwu zwięzłością: „Ze względu na tę wierną więź, zasłużyli oni na miano rodziców Chrystusa”. O tajemnico czystości! O święte ojcostwo! O nieskazitelne światło, które lśni w tym małżeństwie!

Rozważajmy te prawdy i stosujmy je do nas samych. Wszystko to uczynione zostało z miłości do nas; czerpmy więc naukę z tego, co zdziałane zostało dla naszego zbawienia. Widzicie, jak czysta i niewinna jest doktryna chrześcijańska. Czyż nigdy nie zrozumiemy, kim jesteśmy? Jakiż to wstyd, że plamimy się każdego dnia przez wszelkie rodzaje nieczystości, my, którzy zostaliśmy wychowani na tak nieskalanych tajemnicach! Kiedy zrozumiemy godność naszych ciał, którego podobieństwo przybrał Syn Boży? „Ciało – mówi Tertulian – zanim zostało ostatecznie odkupione przez swego Pana, winno być być postrzegane jako skażone, nie było wówczas bowiem warte daru zbawienia, ani nie było zdolne do świętości. Było nadal, w Adamie, tyranizowane przez swe pragnienia, zwodzone przez pozorne piękno i skierowane ku ziemi oczy. Było nieczyste i skalane, ponieważ nie zostało jeszcze obmyte we chrzcie”. Jednak Bóg nie chciał przyjść na ten świat, zanim nie zostanie ściągnięty na niego przez święte dziewictwo – nawet świętość małżeństwa była poniżej Jego godności – chciał więc mieć dziewiczą matkę i pragnął, by Józef przez swą wstrzemięźliwość godny był opieki nad Nim. Od dnia, w którym Jego krew uświęciła życiodajną wodę, by nasze ciało mogło być oczyszczone z brudu, ciało jest w całości odmienione. Nie jest już ciałem uformowanym z mułu ziemi i narodzonym z pożądliwości; jest to ciało, które zostało odnowione przez najczystszą wodę i Ducha Świętego.

Tak więc, drodzy bracia, szanujmy nasze ciała, które są członkami Jezusa Chrystusa; powstrzymujmy się od psucia przez nieczystość tego ciała, które przez chrzest odrodzone zostało do dziewictwa. „Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymywać ciało własne w świętości i we czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie” (1 Tes 4, 3–4). Poprzez naszą wstrzemięźliwość uczcijmy święte dziewictwo, które dało nam Zbawiciela, które uczyniło Jego Matkę owocną i które dało św. Józefowi udział w tej świętej płodności i wyniosło go, jeśli godzi się tak powiedzieć, do godności ojca Jezusa Chrystusa. Rozważywszy, w jaki sposób przyczynił się on – w pewien sposób – do narodzin Jezusa Chrystusa, przyjrzyjmy się teraz jego ojcowskiej trosce i podziwiajmy wierność, z jaką strzegł on Bożą Dziecinę, powierzoną jego opiece przez Przedwiecznego Ojca.

II

Przedwiecznemu nie wystarczyło powierzyć Józefowi dziewictwa Maryi, przygotował dla niego misję jeszcze bardziej wzniosłą. W ręce tego patriarchy oddał samego Jezusa Chrystusa. Zagłębiając się w tę tajemnicę uznać musimy, iż nigdy nie będziemy w stanie w pełni zrozumieć zaszczytu wyświadczonego św. Józefowi. Jezus bowiem, którego Józef zawsze strzegł i który był umiłowanym obiektem jego świętej troski, narodził się jako sierota i nie miał ojca na tym świecie. Dlatego właśnie św. Paweł powiedział, że był On bez ojca: sine Patre (Żyd 8, 3). Prawdą jest, że miał Ojca w niebie, wydawało się jednak, że Ojciec ów Go opuścił i nie znał Go więcej. Skarżył się On na to wisząc na Krzyżu, kiedy nazywał Go swym Bogiem, a nie swym Ojcem, mówiąc: „Czemuś mnie opuścił?” (Mt 27, 46). Jednak to, co powiedział umierając, mógłby mówić od swego narodzenia, gdyż od pierwszego momentu Ojciec pozostawił go na prześladowanie i wydał na ludzką złość. Wszystko, co uczynił dla swego Jednorodzonego Syna, by pokazać że o Nim nie zapomniał – przynajmniej z tego co wiemy – ograniczało się do umieszczenia Go pod opieką sprawiedliwego człowieka, który czuwał nad Jego bolesnym dzieciństwem. To właśnie św. Józef wybrany został do tej roli. A co uczyni ów święty człowiek? Kto może opisać radość, z jaką przyjął on owego Opuszczonego i jak ofiarował się z całego serca być ojcem dla tej Sieroty? Od tego czasu żył on jedynie dla Jezusa Chrystusa, troszczył się jedynie o Niego. Miał dla Niego serce i duszę ojca – i kim nie był z natury, tym stał się z miłości.

O prawdziwości tej wielkiej tajemnicy, tak chwalebnej dla Józefa, świadczy samo Pismo św. Rozważmy piękne słowa św. Jana Chryzostoma. Zauważa on, że w Ewangelii Józef zawsze jawi się jako ojciec. To on nadaje dziecięciu imię Jezus, jak to czynili w tych dniach ojcowie. To on ostrzeżony zostaje przez anioła o niebezpieczeństwach zagrażających Dziecięciu i wezwanie do powrotu z Egiptu objawione zostało jemu samemu. Jezus okazywał cześć i posłuszeństwo temu, którego główną troską była opieka nad Nim. Skąd to wszystko? – pyta Jan Chryzostom. Istnieje tego ścisły powód – wolą Boga było udzielenie św. Józefowi „wszystkiego, co przynależne było ojcu, bez naruszania dziewictwa”.

Nie wiem, czy sam dobrze rozumiem pełne znaczenie tej myśli, jednak, o ile się nie mylę, to właśnie miał na myśli wielki biskup. Przyjmijmy najpierw za pewne, że to ze względu na święte dziewictwo Syn Boży nie wybrał doczesnego ojca, stając się człowiekiem. A ponieważ miał się narodzić z dziewiczej Matki, nie mógł mieć innego ojca prócz Boga. To więc dziewictwo stało się przyczyną ojcostwa św. Józefa. Nie oznaczało to jednak, iż Józef nie miał też innych cech ojca – mówi Chryzostom – gdyż święte dziewictwo sprzeciwiałoby się tylko tym cechom, które by je naruszały. W imieniu ojca zawierają się cnoty, które czystość łatwo uznaje za swoje. Czy dziewictwo krzywdzone jest przez troskę, czułość czy miłość? Spójrzcie więc na tajemne Boże zarządzenie, wedle którego ojcostwo Józefa połączone zostało z jego dziewiczą czystością. „Wszystko co należy do [urzędu] ojca bez naruszania dziewictwa, daję ci”. Tak więc Maryja nie pocznie przez Józefa, ale Józef dzielić będzie wszystkie trudy, czuwania i troski, z jakimi Maryja wychowywać będzie Bożą Dziecinę. I czuć będzie do Jezusa naturalne przywiązanie oraz czułą miłość ojcowskiego serca.

Zapytacie może, gdzie znajdzie on owo ojcowskie serce, jeśli nie obdarzyło go nim natura. Czy owe naturalne skłonności mogą stać się owocami samej woli? Czy sztuka może naśladować to, co natura pisze w sercu? Jeśli Józef nie był ojcem, skąd czerpać miał ową ojcowską miłość? Bez wątpienia działała tu ręka Boża. To właśnie dzięki niej św. Józef posiada serce ojca i jeśli nie dała mu go natura, Bóg czyni go ojcem osobiście. Napisane jest bowiem o Bogu, że kieruje On nasze skłonności gdzie chce. By to zrozumieć, musimy rozważyć piękną teologię jakiej naucza Psalmista mówiąc, że Bóg stwarza każde ludzkie serce pojedynczo: „Qui finxit singillatim corda forum” (Ps 32, 15). Nie sądźcie, że Dawid postrzega serce jedynie jako organ ciała, który Bóg formuje swą mocą podobnie jak inne członki. Ma on na myśli coś szczególnego. Postrzega serce jako zasadę skłonności. Postrzega je jako miękką i wilgotną glebę w rękach Boga, glebę która poddaje się i jest posłuszna rękom garncarza i od niego otrzymuje swój kształt. To właśnie w ten sposób, mówi nam Psalmista, Bóg stwarza indywidualnie serca ludzi.

Co oznacza indywidualnie? U jednych kształtuje On serce z ciała, gdy zmiękcza je przez miłość, a zatwardza serca u innych, gdy odbierając swe światło karze ich za grzechy i wydaje na pastwę nikczemnych namiętności. Zsyłając na każdego z wiernych Ducha swego Syna nie daje mu serca niewolnika, ale serce dziecka. Apostołowie pierwotnie lękali się wszelkich przeciwności, Bóg jednak dał im całkowicie nowe serca – i ich odwaga stała się nieprzezwyciężona. Jakie było serce Saula, gdy zajmował się swą trzodą? Bez wątpienia przeciętne. Jednak umieszczając go na tronie Bóg odmienił jego serce poprzez namaszczenie – immutavit Dominus cor Saul (1Kr 10, 9) – i zrozumiał on natychmiast, że jest królem. Ze swej strony Izraelici postrzegali tego nowego monarchę jako człowieka z plebsu, jednak ręka Boga dotknęła również ich serca – quorum tetigerat Deus corda (1Kr 10, 26) – i od razu uznali jego wielkość, a spoglądając na niego poruszeni zostali przez ten pełen czci lęk, jaki poddani odczuwają względem swego władcy. Bóg dał im serca poddanych.

Ta sama ręka, która tworzy serca każdego człowieka, dała Józefowi serce ojca, a Jezusowi serce syna. Dlatego właśnie Jezus był posłuszny, a Józef nie lękał Mu rozkazywać. Skąd ta śmiałość, by wydawać polecenia swemu Stwórcy? Prawdziwy Ojciec Jezusa Chrystusa, Bóg, który zrodził Go w wieczności, wybrał św. Józefa, by służył jako ojciec Jego Jednorodzonemu Synowi w czasie, przekazał mu pewien promień czy też iskrę swej nieskończonej miłości do Niego. Odmienił jego serce; dał mu miłość ojcowską. A Józef, który odczuwał w sobie serce ojcowskie, stworzone ręką samego Boga, czuł również że Bóg nakazał mu pełnić władzę ojcowską – dlatego właśnie miał odwagę rozkazywać Temu, którego uznawał za swego Pana.

Powiedziawszy to wszystko, czy muszę wyjaśniać jeszcze wierność Józefa w strzeżeniu tego świętego depozytu? Czy mogło brakować mu wierności względem Tego, którego uznawał za swego syna? Nie musiałbym mówić o tej cnocie, gdyby nie stanowił on jej tak wybitnego przykładu. Oto bowiem dowiadujemy się o nieustannych wędrówkach, do których zmuszony był św. Józef skoro tylko Jezus Chrystus oddany został pod jego pieczę, dowiadujemy się, że depozyt ten nie mógł być zachowany bez wysiłku i że aby być wiernym łasce, trzeba być przygotowanym na cierpienie. Kiedy Jezus przyszedł na ten świat, przyniósł ze sobą swój Krzyż, przyniósł ze sobą wszystkie swe cierpienia i dzielił je z tymi, których kochał. Józef i Maryja byli ubodzy, nie brakowało im jednak domu. Mieli dach nad głową. Skoro jednak Dziecię to przyszło na świat, nie było już dla nich domu i ich schronieniem stała się stajnia. Kto przyniósł im tę hańbę, jeśli nie Ten, o którym napisano: „przyszło do swoich, ale swoi go nie przyjęli” (J, 1, 11) oraz „nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Mt 8, 20). Czyż ich ubóstwo nie wystarczało? Dlaczego przyniósł im te prześladowania? Żyli razem w swym domu, w ubóstwie ale i radości, pokonując ubóstwo swą cierpliwością i ciężką pracą. Jednak Jezus nie dał im ani chwili wytchnienia: przyszedł na świat jedynie po to, by przynieść im udręki i cierpienia. Herod nie mógł pozwolić Dziecięciu żyć; okoliczności niskiego urodzenia Chrystusa nie mogły powstrzymać zazdrości tyrana. Same niebiosa wydawały się zdradzać tajemnicę – wskazując Jezusa Chrystusa gwiazdą i ściągając z dalekich stron ludzi pragnących oddać Mu hołd – jedynie po to, by podburzyć bezlitosnego prześladowcę.

Co czyni wówczas św. Józef? Wyobraźcie sobie ubogiego rzemieślnika. Jedynym jego majątkiem są jego ręce. Poza swym warsztatem nie miał żadnych dóbr, nie miał żadnych dochodów oprócz zapłaty za swą pracę. Zmuszony jest udać się do Egiptu i znosić trudy wygnania, i dlaczego? Ponieważ miał przy sobie Jezusa Chrystusa. Czy narzeka na to kłopotliwe Dziecko, które oderwało go od jego ziemi rodzinnej i ściągnęło na niego cierpienia? Przeciwnie, uważa się za szczęśliwego, iż może cierpieć w Jego towarzystwie; jedynym przedmiotem jego troski są niebezpieczeństwa grożące Bożej Dziecinie, droższej mu nad jego własne życie. Czy ma nadzieję, że ujrzy wkrótce kres tej niedoli? Nie, nie oczekuje tego; wszędzie bowiem czeka na niego cierpienie. Symeon ostrzegł go o przyszłych cierpieniach jego drogiego Syna; był już świadkiem ich początku i całe swe życie troszczyć się będzie o Jego przyszłość.

I jak gdyby jego wierność nie została jeszcze wypróbowana, dotyka go cięższe jeszcze doświadczenie. Sam Jezus staje się jego prześladowcą. Sprytnie wymyka się z jego rąk, ukrywa się przed jego wzrokiem i pozostaje ukryty przez trzy dni. Co uczyniłeś, wierny Józefie? Co stało się ze świętym depozytem, powierzonym ci przez Niebieskiego Ojca? Któż może wyrazić twe cierpienia? Jeśli nie zrozumieliście jeszcze ojcostwa Józefa, spójrzcie na jego łzy, na jego smutek i przyznajcie, że jest on ojcem. Maryja miała słuszny powód by powiedzieć podczas odnalezienia Jezusa: „Pater tubus et ego dolentes quarebamus te” (Łk 2, 48). Twój ojciec i ja w wielkim smutku szukaliśmy ciebie. „O mój Synu!” – mówi Ona do Zbawiciela – „Nie obawiam nazywać się go Twoim ojcem i czyniąc to nie kwestionuję czystości Twego narodzenia. To ze względu na jego troski i cierpienia mogę nazywać go Twoim ojcem, gdyż ma on prawdziwie ojcowskie serce: Ego et pater tuus. Złączony jest ze mną we wspólnym żalu”.

Zobaczcie, przez jakie cierpienia Jezus próbuje wierność i jak pragnie być on jedynie z tymi, którzy cierpią. Miękkie i zmysłowe dusze: to dziecię nie pragnie waszego towarzystwa. Jego ubóstwo zawstydza wasze bogactwo, a jego ciało – przeznaczone na takie męki – nie może znieść waszej delikatności. Szuka ludzi silnych i odważnych, którzy poniosą Jego Krzyż, którzy nie będą wstydzić się być towarzyszami jego ubóstwa i cierpienia. Dobrze rozważcie te święte prawdy – ja muszę przejść teraz do rozważenia sekretu Odwiecznego Ojca, który powierzony został pokorze św. Józefa. Musimy ujrzeć Jezusa Chrystusa ukrytego, a wraz z nim Józefa – oby ich piękny przykład stanowił dla nas inspirację do prowadzenia podobnego życia.

III

Gdzież znajdziemy światło dość jasne, by przeniknąć mogło ciemności otaczające życie Józefa? Czegóż się podjąłem, pragnąc wyciągnąć na światło dnia to, co Pismo zakryło tajemniczym milczeniem? Jako, że wolą Odwiecznego Ojca było, by Jego Syn pozostawał ukryty dla świata i by Józef pozostawał ukryty razem z Nim, uszanujmy tajemnicę Opatrzności nie usiłując ich zrozumieć, niech ukryte życie Józefa będzie przedmiotem naszej czci, a nie obiektem ciekawości. Niemniej jednak trzeba o nim mówić i rozważanie tego wspaniałego tematu będzie z niemałym pożytkiem dla zbawienia dusz. Powiem jedynie, iż Józef miał przywilej spędzić każdy dzień z Jezusem Chrystusem i z Maryją, iż cieszył się on wielkimi łaskami swego Syna: a pomimo to pozostawał w ukryciu, zaś życie jego, jego czyny i cnoty pozostawały nieznane. Być może z tak wspaniałego przykładu nauczymy się, że można osiągnąć wielkość nie objawiając jej na zewnątrz, że można być świętym nie ściągając na siebie uwagi, że można osiągnąć prawdziwą chwałę bez sławy, ale jedynie poprzez świadectwo sumienia: „Gloria nostra haec est, testimonium conscientiae nostrae” (2 Kor 1, 12). Oby słowa te zainspirowały nas do gardzenia chwałą świata.

Byśmy jednak mogli dobrze zrozumieć wielkość i godność ukrytego życia Józefa, powróćmy do źródła i podziwiajmy nieskończoną różnorodność rad Opatrzności w różnych powołaniach. Spośród wszystkich powołań, o których mówi Pismo, dwa wydają się być ze sobą sprzeczne: powołanie Apostołów oraz powołanie św. Józefa. Jezus objawiony został tak Apostołom jak Józefowi, jednak w różnym celu. Apostołom objawiony został po to, by głosili Go całemu światu. Apostołowie są pochodniami, dzięki którym świat zobaczyć może Chrystusa; Józef natomiast jest niejako zasłoną, która ma Go ukryć – i pod tą tajemniczą zasłoną ukryte jest dziewictwo Maryi oraz majestat Zbawcy Dusz. Tak więc czytamy w Piśmie św., że kiedy ludzie chcieli Go znieważyć, mówili: „Czyż nie jest to syn Józefa?” (J 6, 42). W rękach Apostołów Jezus jest Słowem, które musi być głoszone: „Idźcie i głoście w świątyni ludowi wszystkie słowa tego życia!” (Dz 5, 20). W rękach Józefa jest słowem ukrytym, którego nie wolno wyjawić: Verbum absconditum (Łk 18, 34). I patrzcie: święci Apostołowie głoszą Ewangelię tak głośno, że głos ich nauczania odbija się echem w niebiosach, Józef natomiast, będący świadkiem cudów Jezusa Chrystusa, słucha, podziwia, ale nie mówi ani słowa.

Cóż oznacza ta różnica? Czy Bóg sprzeciwia się sam sobie w tych sprzecznych powołaniach? Nie. Różnica ta ma nauczyć dzieci Boże pewnej ważnej prawdy: że doskonałość chrześcijańska polega na samowyrzeczeniu. Ten, który otoczył chwałą Apostołów dając im przywilej nauczania, otoczył również chwałą św. Józefa nagradzając go za pełne pokory milczenie– i powinniśmy się z tego nauczyć, że chwała chrześcijan nie polega na wspaniałych osiągnięciach, ale na pełnieniu woli Bożej. O ile nie wszyscy mamy przywilej głoszenia Jezusa Chrystusa, wszyscy mamy przywilej bycia Mu posłusznymi. Na tym właśnie polega chwała św. Józefa, na tym polega przywilej chrześcijaństwa. Nie pytajcie więc, co czynił św. Józef w swym ukrytym życiu. Nie sposób tego powiedzieć i mogę jedynie odpowiedzieć słowami Psalmisty: „Sprawiedliwy, cóż uczynił?” Justus autem quid fecit? (Ps 10, 4). Zazwyczaj życie grzeszników przyciąga więcej uwagi niż życie sprawiedliwego, ponieważ światem tym rządzą namiętności i ciekawość. Grzesznicy, mówi Dawid, łuk napinają, kładą strzałę na cięciwę, by w mroku razić prawych sercem. To jedynie o nich mówi się na świecie: Quoniam quae perficisti destruxerunt (Ps 10, 4). Cóż więc uczynił sprawiedliwy? Justus autem quid fecit? Ma tu na myśli, że sprawiedliwy nie uczynił niczego. Zaprawdę, nie uczynił on niczego w oczach ludzi, ponieważ czynił wszystko w oczach Boga. To właśnie w ten sposób żył sprawiedliwy Józef. Widział Jezusa Chrystusa i zachował milczenie. Skosztował Go i nie przemówił. Zadowolił się samym tylko Bogiem, nie dzieląc swej chwały z ludźmi. Wykonał swą misję, gdyż podobnie jak apostołowie byli sługami Jezusa Chrystusa objawionego, tak Józef był sługą i towarzyszem Jego ukrytego życia.

Moglibyśmy się zastanawiać, dlaczego koniecznym było, by Jezus pozostawał w ukryciu, dlaczego ta wieczna chwała oblicza Niebieskiego Ojca dobrowolnie pozostawała zakryta przez trzydzieści lat? O pyszni ludzie! Nie wiecie? Ludzie światowi, czy nie rozumiecie? Wasza ignorancja płynie z waszej pychy, z waszego próżnego pragnienia by być docenianym, z waszej nieskończonej ambicji, z tego bezwstydnego pragnienia, by podobać się raczej ludziom niż Bogu. Dlatego właśnie Jezus pozostawał ukryty. Widzi On nieuporządkowania, widzi spustoszenie, jakie grzech ten poczynił w naszych umysłach, widzi jak niszczy on całe nasze życie, od narodzin aż po śmierć. Widzi cnoty, które dławi on sącząc w nasze dusze niski lęk przed okazaniem się mądrymi i pobożnymi, widzi zbrodnie, jakich się dopuszcza sprawiając, iż wskutek ugodowości pragniemy dostosować się do otoczenia, lub też staramy się zaspokoić nasze ambicje, droższe nam nad wszystko inne. Ale to nie wszystko. Widzi, że to pragnienie by być podziwianym niszczy najwyższe cnoty zastępując chwalę wieczną chwałą tego świata, sprawiając że dla miłości ludzi czynimy to, co powinniśmy czynić z miłości do Boga. Jezus Chrystus widzi całe to zło i ukrywa się, aby nauczyć nas gardzić hałasem i chwałą świata. Nie uważa, że Jego Krzyż wystarcza dla przezwyciężenia gwałtowności tego pragnienia, wybiera więc niższy – o ile to możliwe – stan, w którym jest On w pewnym sensie jeszcze bardziej unicestwiony.

Wyznam bowiem bez lęku: mój Zbawicielu, lepiej poznaję Cię na Krzyżu i w hańbie Twojego cierpienia, niż w tym pokornym i nieznanym życiu. Nawet gdy ciało Twoje zostało porozrywane podczas biczowania, twarz zalana krwią i niepodobny do Boga stałeś się niepodobnym również do ludzi, nie pozostawałeś jednak dla mnie całkowicie ukryty i widziałem, poprzez tę zasłonę, pewien blask Twojego majestatu w owym zdecydowaniu, przez które przezwyciężasz największe cierpienia. Twa boleść ma swą godność; oddaje ci cześć nawet jeden z tych, którzy ukarani zostali wraz z Tobą. Tu jednak widzę jedynie to, co pokorne i w tym stanie unicestwienia, ranisz niejako sam siebie, ponieważ wydaje się, że nic nie robisz. Jednak Jezus nie odrzucił tej hańby, ponieważ wolą Jego było, by i ta zniewaga dodana została do Jego cierpień, tak że ukrywając się w Nazarecie, mógł pouczać nas przez ten wspaniały przykład, że jeśli objawi się pewnego dnia światu, uczyni to jedynie po to, by nam pomóc i by okazać posłuszeństwo Ojcu. Chciał nas też nauczyć, że wszelka wielkość polega na podporządkowaniu się woli Boga, niezależnie od tego, co zechciałby On na nas zesłać, oraz że pozostanie nieznanymi, czego się tak lękamy, a co jest również powodem chwały, może być również udziałem Boga. Tego właśnie uczy nas Jezus Chrystus, ukryty w swej pokornej rodzinie, z Maryją i Józefem, z którymi dzieli własne zapomnienie, ponieważ są tak drodzy Jego sercu. Dołączmy i my do nich i ukryjmy się z Chrystusem.

Pozostaje On wciąż ukryty. Cierpi każdego dnia, ponieważ Jego imię jest znieważane a Jego Ewangelia wyszydzana, ponieważ godzina Jego największej chwały jeszcze nie wybiła. Jest ukryty z Ojcem, my zaś – jak mówi święty Apostoł – jesteśmy ukryci w Bogu z Nim. Kiedy jednak Jezus ukaże się w swym majestacie, wówczas będzie czas by się ujawnić światu: „Cum Christus apparuerit, tunc et vos apparebitis cum ipso in gloria” (Kol 3, 4). O Boże! Jak słodko będzie wystąpić tego dnia, kiedy Jezus wychwalać nas będzie przed świętymi aniołami, przed całym wszechświatem i przed swym Niebieskim Ojcem. Niech ludzie milczą o nas na wieki, by tylko Jezus Chrystus mógł mówić o nas tego dnia. Trzeba nam się jednak obawiać straszliwych słów z Jego Ewangelii: „Już otrzymaliście waszą nagrodę” (Mt 6, 2). Pragnęliście ludzkiej chwały – mieliście ją, odebraliście waszą zapłatę. Nie możecie już oczekiwać niczego więcej. O pomysłowa zazdrości naszego nieprzyjaciela, która dajesz nam uznanie ludzi, by pozbawić nas uznania Boga; który, przez przewrotną wdzięczność daje nam nagrodę za nasze cnoty wiedząc, że Bóg ich już nie nagrodzi. Nikczemniku, nie chcę twojej chwały – oferowane przez ciebie zaszczyty i względy ludzkie nie mogą wynagrodzić mojej pracy. Oczekuję korony z ręki, która jest mi droższa i nagrody od potężniejszego ramienia. Kiedy Jezus objawi się w swym majestacie, wówczas i jedynie wówczas wystąpię po swą nagrodę.

Wówczas, drodzy wierni, zrozumiecie to, czego nie jestem wam w stanie dziś opisać: odkryjecie wspaniałość ukrytego życia Józefa. Poznacie, co czynił on przez te długie lata i jak chwalebnie jest ukrywać się z Jezusem Chrystusem. Bez wątpienia nie należy on do tych, którzy otrzymali nagrodę na tym świecie. Bóg rozproszy ciemności spowijające jego życie i jego chwała będzie tym większa, iż została zarezerwowana na życie przyszłe.

Kochajmy więc ukryte życie, w którym Jezus ukrył się wraz z Józefem. Jakie ma znaczenie, że ludzie nas widzą? Człowiek, któremu nie wystarcza, iż czyny jego widzi Bóg, ulega nierozsądnej ambicji. Krzywdzimy Boga, gdy czynimy coś dla oczu innych. Jeśli są na was nałożone wielkie zadania i ważne prace, jeśli konieczne jest, by wasze życie było publiczne, rozważajcie przynajmniej poważnie tę prawdę: że wasza śmierć dokona się w odosobnieniu i wasze zaszczyty nie pójdą za wami. Oby hałas, jaki ludzie czynią wokół was, nie przeszkodził wam w słuchaniu słów Syna Bożego. Nie mówi On: Błogosławieni, którzy są wychwalani! W Ewangelii czytamy: „Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was” (Mt 5, 11). Drżyjcie więc, jakąkolwiek ziemską chwałę osiągnęliście, żebyście nie zostali uznani godnych potępienia wg słów Ewangelii. Jeśli świat nie czyni nam wyrzutów, my sami obwiniajmy się przed Bogiem za naszą niewdzięczność i niedorzeczną próżność. Rozważajmy wszystkie niegodziwości naszego życia. Przynajmniej we własnych oczach uniżajmy się poprzez pokorne wyznanie naszych grzechów i uczestniczmy, na ile tylko nas stać, w hańbie Jezusa, byśmy mogli uczestniczyć w Jego chwale. Amen.

Skip to content