Jest taki dzień w roku, gdy plac przy kościele pw. Niepokalanego Poczęcia NMP przy ulicy Garncarskiej 34 w Warszawie Radości zmienia się nie do poznania. Krążą po nim ludzie ubrani zupełnie nie odświętnie: królują sportowe buty i sandały, flanelowe koszule i podkoszulki; część z tych ludzi ma na ramionach plecaki. Wszędzie widać bagaże, gdzieś z boku rozstawiono kuchnię polową. Co to za dzień? – To oczywiście 4 sierpnia, święto św. Dominika i dzień wymarszu kolejnej Pieszej Międzynarodowej Pielgrzymki Tradycji Katolickiej z Warszawy na Jasną Górę.
Podczas uroczystej Mszy św. inaugurującej pielgrzymkę jej kierownik, ks. Łukasz Szydłowski FSSPX, rozpoczął kazanie cytatem z dzieła Tomasza à Kempis O naśladowaniu Chrystusa: „Choroba mało kogo poprawia, tak jak pielgrzymka mało kogo uświęca”. Miało to na celu przypomnienie, że życiowe niedogodności nie wystarczą do osiągnięcia świętości, jeśli nie jest się przepełnionym duchem ofiary i pokuty. Ks. Szydłowski wspomniał, że czasem warto zrezygnować z wygód i pójść na pielgrzymkę, by ofiarować Panu Bogu jej wszystkie trudy. W tym roku z tej możliwości skorzystało ponad 200 osób z całej Polski oraz kilku obcokrajowców (m.in. ze Stanów Zjednoczonych i Łotwy).
Pierwsze trzy dni pielgrzymki, deszczowe i zimne, mogły złamać niejednego ducha. Dlaczego tak się nie stało? Może pomogły w tym wykłady i kazania, których tematem była Msza św.? Rzecz jak najbardziej na czasie, zważywszy na ostatnią decyzję papieża Franciszka. Wszystkie konferencje miały pomóc zrozumieć, czym jest i jak ważna jest Msza św. wszech czasów. Bez niej – bez tego serca naszej religii – nie nabędzie się ducha ofiary i nie odbuduje się naszej cywilizacji. Mogłoby się wydawać, że są to prawdy oczywiste, mimo to warto wciąż na nowo przypominać, dlaczego korzystamy z sakramentów sprawowanych przez kapłanów Bractwa św. Piusa X i dlaczego uczęszczamy na Mszę świętą wszech czasów. Nigdy nie może nas opuścić duch walki o tę Mszę, która jest dziś tak sekowana.
Rozkład dnia pielgrzymki niektórzy znają prawie na pamięć. Każdy dzień rozpoczyna się Mszą św. odprawianą w warunkach polowych, co ma swój niewątpliwy urok. Później jest śniadanie, które niezmiennie składa się ze świeżego chleba (czasem jeszcze ciepłego) smarowanego pasztetem lub marmoladą; jadłospis kolacji jest identyczny. Wyjątkiem jest piątek, w którym pasztetu nikt nie uświadczy. Można też uraczyć się „napojem mocy”: owsianką z mlekiem, kakao lub kawą.
Obiady mogą zadowolić nawet najwybredniejsze podniebienia. Od wielu lat za pielgrzymkową kuchnię odpowiada p. Teresa i br. Klaus (czy ktokolwiek wyobraża sobie pielgrzymkę bez niego?). Trudno zapomnieć smaku kotletów schabowych, karkówki czy spaghetti… Natomiast w piątek menu obiadowe całkowicie się zmienia i trzeba przyznać, że mało który z pielgrzymów za nim tęskni.
Urozmaiceniem pielgrzymkowych posiłków są poczęstunki przygotowane przez mieszkańców mijanych wiosek. Gościnność tych ludzi ujmuje za serce. W podziękowaniu za pyszne jedzenie ks. Piotr Świerczek odśpiewywał przebój Dwanaście aniołków przy akompaniamencie kl. Sylwestra grającego na akordeonie.
Podczas marszu śpiewa się trzy części różańca (na sześć różnych melodii!), litanie i pieśni; jest sacrum silentium oraz czas na rozmowy. Często podczas drogi głoszone są wykłady.
Jak co roku, w pierwszym dniu pielgrzymki wszyscy zadają sobie nawzajem pytanie: czy idziesz do końca? W drugim: jak twoje nogi? W trzecim: ile masz bąbli? Później po prostu idzie się, nie zwracając na takie rzeczy uwagi. Dopiero szósty dzień wzbudza wiele emocji, ponieważ pielgrzymi mają do pokonania aż 37 kilometrów. Doświadczeni w pielgrzymkowych trudach powiadają, że jak przetrwa się ten dzień, to już z pewnością dotrze się do celu. Dlatego co roku pielgrzymi są nagradzani oklaskami za przejście tej długiej trasy.
Wieczorami trzeba stanąć w długiej kolejce do pryszniców, z których leje się zimna woda. A o godz. 21.00 wszyscy pielgrzymi spotykają się, by odmówić Apel Jasnogórski, który przypomina, że idziemy do naszej Pani. Potem udają się na spoczynek w namiotach. I następny dzień zaczyna się dokładnie tak samo.
Po 10 dniach wędrówki w deszczu i słońcu, omijając liczne kałuże, idąc przez lasy, pola, sady, krocząc asfaltowymi szosami, walcząc z bólem nóg i mięśni, nabywając ducha ofiary i doświadczając miłości bliźniego, pielgrzymi osiągają swój cel: Jasną Górę. Wejście przed obraz jasnogórski to takie zwieńczenie wszystkich trudów; moment, gdy można powierzyć Pani Jasnogórskiej wszystkie intencje, ofiary, troski i radości. W kaplicy Cudownego Obrazu jest na to dosłownie kilka minut, podczas których śpiewamy Bogurodzicę i Salve Regina oraz, by przypomnieć, kim jesteśmy, „hymn” Bractwa św. Piusa X.
Czy to koniec? Ależ skąd! Przecież pielgrzymka to obraz naszego życia: każdy dzień jest podobny do poprzedniego i wciąż jesteśmy w drodze. Wystarczy tylko zapamiętać, że to nie trudy życia czynią nas świętymi, ale nasza intencja i duch ofiary. Ta walka jest potrzeba w naszym codziennym życiu. A gdy brakuje nam sił, pójdźmy na Mszę św., która jest bezkrwawą ofiarą naszego Pana Jezusa Chrystusa, łącząc się w duchu z Matką Bożą, która stała u stóp Jego krzyża.
A za rok spotkamy się ponownie na pielgrzymce!