Obozy wędrowne dla dziewcząt to zabawa i modlitwa podczas wędrówek po górskich szczytach. Nie inaczej było podczas tegorocznego obozu w okolicach Szczawnicy, na który przybyło ponad 30 dziewcząt.
Pierwszego dnia przybyłyśmy do Szczawnicy, gdzie miałyśmy spędzić naszą pierwszą noc. Wieczorem z pomocą przewodników zrobiłyśmy moskole – tradycyjne placki ziemniaczane, podawane z masłem czosnkowym z czosnku niedźwiedziego. Zmęczone podróżą, zajęłyśmy w niewielkim domku całą podłogę i każdy kąt, a nawet balkon i taras, żeby móc odpocząć i mieć siłę na pierwszą wędrówkę następnego dnia.
Nazajutrz, po śniadaniu i spakowaniu się, poszłyśmy na autobus, który zawiózł nas do Nowego Targu. Stamtąd wyruszyłyśmy na Turbacz (1310 m n.p.m.): krótka, lecz lekko stroma trasa okazała się idealną rozgrzewką na początek obozu. W schronisku miałyśmy czas na odpoczynek, posiłek i wspólne zabawy. Wieczorem ks. Łukasz Szydłowski odprawił Mszę św. oraz wygłosił wykład, po którym wspólnie odmówiliśmy różaniec. Codzienne wykłady dotyczyły życia duchownego; ksiądz wytłumaczył nam, jak jest ono ważne i cenne oraz jak mamy dążyć w nim do doskonałości.
Kolejnego dnia po porannej Mszy św. i śniadaniu podążyłyśmy do Studenckiej Bazy Namiotowej na Gorcu (1228 m n.p.m.). Dookoła bazy znajdowało się mnóstwo jagód i po zebraniu dość sporej ilości padła propozycja, aby coś upiec. Warunki nie były sprzyjające, ale po dłuższym namyśle, znalezieniu kilku niezbędnych składników oraz samym pieczeniu na patelni stojącej na piecu z kamienia i gliny wyszło – ku zdziwieniu i zadowoleniu wszystkich – bardzo dobre ciasto. Wieczorem wspólnie śpiewałyśmy przy ognisku, nad którym rozpościerało się bezchmurne, gwieździste niebo.
Nazajutrz ks. Szydłowski odprawił Mszę w pobliskiej kapliczce i zaczęłyśmy schodzić do Ochotnicy Dolnej, gdzie miałyśmy zamówiony obiad. Tam też zrobiłyśmy zakupy na najbliższe dni. Po wykładzie rozpoczęłyśmy wspinaczkę do kolejnej bazy namiotowej, tym razem na Lubaniu (1225 m n.p.m.). To było strome i wymagające podejście, z którym jednak sobie poradziłyśmy. Na miejscu rozpaliliśmy ognisko i wspólnie śpiewałyśmy obozowe piosenki.
Następnego dnia, po porannej Mszy św. odprawionej w namiocie bazy, weszłyśmy na wieżę widokową, skąd mogłyśmy kontemplować piękną górską panoramę; widziałyśmy nawet Tatry! Z plecakami zeszłyśmy do Tylmanowej, tam zjadłyśmy obiad oraz pluskałyśmy się w Dunajcu, chociaż woda nie była zbyt ciepła. Takie orzeźwienie dostarczyło nam dużo siły i energii, więc z łatwością wspięłyśmy się na kolejny szczyt – Koziarz (943 m n.p.m.). Po dotarciu na miejsce oraz wieżę widokową poszłyśmy odszukać miejsce naszego noclegu; okazała się nim polana nieopodal lasu. Przy ognisku przewodnicy uczyli nas pasterskiego śpiewu i piosenki po słowacku.
Na drugi dzień, tuż po przebudzeniu, zaczęło padać. Szybko się spakowałyśmy, złożyłyśmy namioty i bez śniadania, uciekając przed burzą, zeszłyśmy ze szczytu. Gdy pogoda się nieco uspokoiła, zjadłyśmy śniadanie. Nasza przewodniczka zaoferowała nam pomoc w postaci podwózki paru kilometrów, z której wszyscy skorzystali. Kolejnym przystankiem noclegowym było schronisko PTTK na Przehybie. W kapliczce obok ks. Szydłowski odprawił Mszę św., a po niej wygłosił kolejny wykład.
Nazajutrz pogoda również nie była najładniejsza. Msza św., wykład i powtarzające się co roku pytania opóźniły nasze wyjście ze schroniska. Zaczęłyśmy schodzić w kierunku Jaworek, zdobywając po drodze kilka szczytów. W połowie drogi grupa dziewcząt zaśpiewała dziękczynną piosenkę za cały obóz.
Po południu pożegnałyśmy ks. Szydłowskiego, po czym udałyśmy się do pokoi, żeby ogarnąć się przed wyjściem do sklepu po produkty na ostatnie obozowe śniadanie. Wieczorem br. Maksymilian upewnił się, że mamy zapewniony powrót do domu. Następnie tradycyjnie zagraliśmy po raz ostatni w „mafię” oraz w kalambury. Jak zwykle na koniec obozu zebrało się bardzo dużo tematów do rozmów, więc siedziałyśmy do późna.
Nadszedł poranek, a z nim koniec tegorocznej obozowej przygody. Już od godziny ósmej dziewczyny zaczęły się rozjeżdżać – pociągiem, busem czy autem. Był to więc czas łez oraz rzewnych pożegnań.
Tegoroczny obóz to niezapomniany czas, pełen wrażeń i pięknych widoków. Jagody, jeżyny, maliny, poziomki, piosenki przy ognisku, wspólne modlitwy zostaną z nami na zawsze. Mam nadzieję, że zobaczymy się wszystkie za rok. Jestem pewna, że nie tylko ja odliczam już dni do kolejnego obozu.